poniedziałek, 3 listopada 2014

O tym jak Ariadna poznała siebie

Przez parę lat swojego życia (głownie gimnazjum) miałam - jak chyba każdy w jakimś momencie - problem dotyczący mojej przyszłości. Pewnie się domyślacie, że problem spowodowany był trudnościami w wyborze ścieżki, która doprowadziłaby mnie do satysfakcjonującego życia. Cały problem w tym, że problemu by nie było, gdybym tylko wsłuchała się w to co podpowiada mi serce (jak na księżniczkę przystało, mam myśli rodem z Disney'a, sorry).

Zastanawiałam się nad kwestią wyboru studiów i zawodu w sposób jak najbardziej logiczny i praktyczny. Zaczęłam od odrzucania tego, czego naprawdę nie chcę robić. Bum! Medycyna, prawo i aktorstwo trafiły na czarną listę. Szłam w bardzo dobrym kierunku. Stopniowo wykluczałam różne zawody, rozważałam co lubię i czego oczekiwałabym od pracy. Uwzględniłam moje cele, charakter, umiejętności i upodobania... Świetnie, naprawdę świetnie. Na mojej top liście pojawiła się chemia spożywcza i dziennikarstwo. Wybrałam sobie dwa "normalne" (pisząc "normalne" mam na myśli nieartystyczne) zawody i chociaż ciągnęło mnie w stronę studiów muzycznych, przez pewien czas obstawałam przy tych dwóch. Do czasu...

Trochę ponad rok temu znajoma zadała mi pytanie, co bym w życiu chciała robić. Kazała przestać myśleć o pieniądzach, o tym co pomyślą inni. Wyobrazić sobie świat, gdzie każdy może robić to, o czym marzy. Powiedziała, że ona wtedy podróżowałaby i komponowała (w kwestii wyjaśnienia w życiu całkiem nieźle to realizuje). Ja, chociaż wtedy dokładnie wiedziałam co bym chciała robić, odpowiedziałam, że nie wiem.

Tą rzeczą było śpiewanie. Pierwsze co mi przyszło do głowy i jedno z niewielu (razem z podróżowaniem, spędzaniem czasu z innymi) co robiłabym gdybym nie musiała nic. Pragnienie tłumione przez lata nagle uderzyło we mnie ze znacznie zwiększoną siłą. Jeszcze mnie nie znacie, więc pewnie spytacie skąd to skrywanie marzeń się we mnie wzięło. Otóż miałam znajomych, którzy wmówili mi bardzo skutecznie na pewnym etapie mojego rozwoju, że się do tego ani trochę nie nadaję. No i uwierzyłam...

Od tamtego momentu zaczynam być coraz pewniejsza, jeżeli chodzi o wybór zawodu, jednak wątpliwości było pełno. Na szczęście przez ten rok zyskałam bardzo dużo pewności siebie i jest ich coraz mniej. Poznałam także wielu ludzi. Wiadomo, że różnych, ale mnóstwo osób mnie teraz wspiera w tym co chcę robić. Wiem, że tego nie czytają, ale dziękuję im z całego serca za to, że w mnie wierzą.

W ostatni weekend czytałam sobie różne blogi i oglądałam vlogi. Na jednym z blogów trafiłam na wpis o tym, że pasja to coś co robimy zawsze, bez względu na stan, coś co naprawdę kochamy. Szkołę skończymy, znajomi się zmienią, pracę dostaniemy, stracimy, a pasja zostanie. I ona jest gdzieś tam  każdym z nas, tylko w różnych momentach ją odkrywamy. Zrobiłam szybki rachunek sumienia. Wyszło wiadome. Później oglądałam filmiki Macademian Girl, w których wspomniała, że jako dzieci jesteśmy otwarci na doświadczenia, robimy to, co naprawdę chcemy, też mówiła o pasji, o tym, że trzeba być sobą (kto kojarzy Macademian Girl, wie dobrze, że ona jest stuprocentowo sobą).

Po tej wybuchowej mieszance blogowo-vlogowej, wróciłam myślami do czasów dzieciństwa, przypomniałam sobie jaka byłam i odpowiedź na pytanie co chcę robić w życiu stała się klarowna. W Będąc w przedszkolu robiłam przedstawienia z przyjaciółką dla naszych mam, wchodziłam na górkę z piasku na działce i śpiewałam dla babci, zajęłam 2. miejsce w konkursie recytatorskim, pisałam własne wierszyki i piosenki... Moje miejsce zawsze było na scenie.

Myślę, że każdy z nas tak naprawdę doskonale wie, co chce w życiu robić. Często jednak udajemy, że nie wiemy, wypieramy to, lub ktoś nam wmawia, że się nie nadajemy, że to głupie. Nie można na to pozwolić, trzeba walczyć o marzenia i je spełniać. Nie można się przejmować tak bardzo tym, co pomyślą inni, trzeba mieć własny rozum. Teraz zadanie dla osób, które dobrnęły do końca: usiądźcie i pomyślcie, co robilibyście w życiu, gdybyście nie musieli nic. Co robiliście w dzieciństwie, jacy kiedyś byliście. I zacznijcie to robić. Żyć. Spełniać marzenia. Cieszyć się z drobiazgów.



"If your heart is in your dreams
No request is to extreme"

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Przygoda z Panem Akwizytorem

Spotkała mnie dzisiaj dość typowa sytuacja, w której cierpią naiwne młode dziewczęta. W tym przypadku tym dziewczęciem byłam ja.

Wracam sobie spokojnie do domu. No dobra, nie spokojnie. Cała torba napchana różnymi rzeczami, w drugiej ręce reklamówka z jedzeniem na wynos. Słońce grzeje, ale uznałam, że skoro został mi jeden przystanek to się przejdę. W słuchawkach śpiewa Kalina Jędrusik, a ja od kilku godzin chciałabym już być w domu.

Zaczepia mnie pewien Pan. Powiedziałabym, że elegancko ubrany Pan, ale to by była duża przesada. Pan (nazwijmy Go po prostu Panem) należący raczej do lekko puszystych, z niezbyt prostymi zębami (dobrze mi dzisiaj idzie używanie eufemizmów), w koszuli wyglądającej jakby zaraz miała na nim pęknąć, zabijając mnie guzikami przy okazji i w czarnych jakości typowo rynkowej pseudo-wyjściowych spodniach, ale dobrze, nie każdego stać na garnitur.

Pan zatrzymuje mnie i pyta:
-Czy jest Pani z Łodzi?
No super, fajnie się zaczyna... Zaraz będzie chciał mi coś wcisnąć. Ciekawe co? Magiczne fasolki, czy ubezpieczenie?
-Tak, jestem. - odpowiadam chcąc jak najszybciej trafić do domu
-To świetnie! - odpowiada Pan jakby zaraz ze szczęścia miał popuścić w swoje jakże piękne spodnie
Teraz następuje gadka-szmatka. Okazuje się, że Pan ma perfumy firmy, o której pierwszy raz w życiu słyszę, pudełko pokazuje mi, że to chyba dlatego, że nie bywam na rynku.
-Mam takie wspaniałe perfumy, ja Panią psiknę, Pani mi powie które lepsze, Pani jest wybrana, taka elegancka dziewczyna, jakie ładne różowe buty, to jest akcja sponsorowana, czy widziała Pani reklamy w drogerii...
Powoli od tego wszystkiego robi mi się słabo i chcę jeszcze szybciej pokonać te kilkaset metrów, i znaleźć się w domu. Kokietujący mnie Pan jednak nie daje za wygraną.
-Wie Pani ile kosztują te perfumy? 59 euro! To w przeliczeniu na złotówki prawie 300 zł! To dużo, czy mało? Ale dzisiaj akcja sponsorowana, dwa flakoniki za darmo dla Pani... Niech tylko Pani powie, czy firma ma 8, czy 10 lat?
Dobrze, gdzie jest kruczek? Dajcie mi iść do domu ludzie, bo zaraz zwariuję... Kalina śpiewa rozpaczliwie "S.O.S", w tym momencie mogłabym śmiało dołączyć do niej.
Pan wpycha mi do rąk dwa flakoniki, pyta komu bym je dała, bo jeden dla mężczyzn, jeden dla kobiet...
-Więc dla Pani będą 3 flakoniki. Jeden dla Pani, jeden dla mamy, jeden dla taty i to tylko za 119zł! Tylko proszę drobnymi...
Super, wspaniale, świetnie. Jak wybrnąć? Pachnę niczym fekalia w lesie, bo Pan Akwizytor już mnie psiknął, a teraz chcę moich pieniędzy.
-Eee... ja chyba nie mam tyle gotówki, zaraz sprawdzę... Bo wie Pan, wczoraj byłam na zakupach... No, niestety, mam tylko 40zł... - odpowiadam licząc, że się odczepi.
-To Pani mi da te 40zł i zapach jest Pani. Tylko niech Pani nikomu nie mówi. Nie będzie się mogła Pani odpędzić od facetów. - mówi Pan wciskając mi do ręki pseudo-francuskie perfumy.
I teraz w mojej blond czaszce nastąpiło zaćmienie. Dałam mu te 40 zł.
Po odejściu kilku metrów trafiłam na ziemię. Coś Ty znowu zrobiła?! Super, 40zł wyrzucone w błotko. Brawo, brawo Ariadna. Wiesz ile mogłaś mieć za to słodyczy?

Jednak ja mam podejście, że nic się nie dzieje bez powodu. Przez 20 minut polamentowałam i moje genetyczne skąpstwo wywołało wyrzuty sumienia, ale po chwili uznałam, że po prostu mam nauczkę, że jak się z kimś rozmawia to się wyjmuje słuchawki z uszu i że nie daje się komuś kasy, żeby się odczepił. Uznałam, że 40 złotych to nie są jakieś wielkie pieniądze, że raz się zaoszczędzi, a za chwilkę się kupi coś bezużytecznego... Takie życie.

Piszę ten post po to, żebyście po prostu uważali na akwizytorów z perfumami Lavezzi. Od razu uciekać i krzyczeć z Kaliną Jędrusik "S.O.S". Co prawda Kalina śpiewa o miłości, ale możemy zamienić miłości na czujności i będzie adekwatne. W internecie, skarbnicy informacji o wszystkim nie znajdziecie słowa o istnieniu tej marki. Chyba, że liczymy ostrzeżenia takie jak moje.